Bitwa o Mrduja
Są takie miejsca na mapie Chorwacji, które pomimo niewielkich rozmiarów noszą w sobie ogrom ładunku kulturowego i emocjonalnego. Jednym z nich jest Mrduja, niepozorna wysepka leżąca w cieśninie Splitska Vrata, dokładnie pomiędzy dwiema większymi wyspami – Brač i Šolta. To właśnie ta skromna skałka przez dziesięciolecia stawała się raz po raz areną walki. Ale nie chodzi tu o konflikty zbrojne czy zatargi graniczne. Bitwa o Mrduja to przede wszystkim pełna humoru, lokalna tradycja, która na przestrzeni lat zyskała status kultowego wydarzenia sezonu letniego. Choć swoje początki ma w żartobliwej rywalizacji sąsiadów, dziś przyciąga turystów z całego świata i stanowi znakomity przykład tego, jak z regionalnego folkloru rodzi się żywa, współczesna legenda.
Według przekazów ustnych, mieszkańcy Brača i Šolty od niepamiętnych czasów spierali się o to, do kogo należy wysepka Mrduja. Leży przecież idealnie pomiędzy ich brzegami – niemal w równej odległości od Stomorskej na Šolcie i Milnej na Braču. Konflikt – choć wyłącznie symboliczny – miał być powodem wielu sprzeczek, przekomarzań, a nawet lokalnych podań.
Punktem kulminacyjnym tej legendarnej „walki” miało być rzekome przeciąganie wysepki linami – raz przez Šoltanów, raz przez mieszkańców Brača. Oczywiście nikt nigdy nie zamierzał tego traktować dosłownie, choć opowieści o ludziach na łodziach, którzy z linami zaczepionymi o wyspę próbują ją „przeciągnąć na swoją stronę”, do dziś budzą uśmiech i zainteresowanie.
Nie bez znaczenia jest też sama nazwa wysepki. Słowo „mrda” w języku chorwackim oznacza „ruszać się”. Mrduja to zatem coś, co „się rusza” lub „co można poruszyć”. A jednak – jak głosi lokalne powiedzenie – wyspa, choć nazwana ruchomą, „ani drgnie”. Nie daje się przeciągnąć ani na jedną, ani na drugą stronę. Tkwi dokładnie tam, gdzie natura ją umieściła – i może właśnie dzięki temu stała się przedmiotem niekończących się żartów i celebracji.
Mrduja to niewielka, skalista wysepka, mająca około 180 metrów długości i 100 metrów szerokości. Nie posiada żadnej ludności, nie ma infrastruktury, hoteli, restauracji ani plaż. W rzeczywistości nie nadaje się do stałego zamieszkania, a mimo to od dziesięcioleci skupia na sobie uwagę całego regionu.
Leży w Splitska Vrata, wąskiej cieśninie oddzielającej wyspę Brač od Šolty. To szlak żeglugowy wykorzystywany od czasów antycznych. Bliskość Splitu oraz atrakcyjność krajobrazu sprawiają, że latem okolice Mrduji tętnią życiem – przepływają tędy jachty, organizowane są wycieczki, a nurkowie chętnie penetrują podwodne otoczenie wyspy.
Choć w sensie geograficznym Mrduja należy formalnie do gminy Milna (czyli do Brača), jej symboliczny status pozostał otwarty, co dało początek niecodziennemu wydarzeniu, o którym mowa poniżej.
Od początku lat 60. XX wieku Walka o wyspę Mrduja zyskała nowy wymiar – z żartobliwego przekazu zamieniła się w coroczne wydarzenie z udziałem łodzi, załóg, turystów i mediów.
Punktem kulminacyjnym jest moment, w którym mieszkańcy Supetaru (Brač) i Stomorskej (Šolta) wypływają w kierunku Mrduji, z linami i flagami, inscenizując słynne przeciąganie wyspy. Na sygnał sędziego – zazwyczaj lokalnego kapitana – każda ze stron zaczyna symboliczne „ciągnięcie” wysepki w swoją stronę. Oczywiście nie chodzi o siłę fizyczną, lecz o widowisko, zabawę, śmiech i wspólne świętowanie sąsiedztwa.
Zwycięzca jest ogłaszany przez jury – co roku inny. Raz wygrywa Brač, innym razem Šolta. Zwycięstwo nie przynosi żadnych przywilejów, ale stanowi pretekst do zorganizowania biesiady, tańców i wspólnego toastu za Mrduję.
Z czasem wydarzenie zaczęło się rozrastać. Powstały koszulki, pamiątki, gadżety. Pojawiły się oprawy muzyczne, występy folklorystyczne i lokalne przysmaki. Walka o Mrduję stała się nie tyle rywalizacją, co sposobem na pielęgnowanie wspólnej tożsamości, z przymrużeniem oka, ale i ze szczerą dumą z własnej kultury.
Od lat 30. XX wieku organizowana jest także Mrdujska regata – wyścig żeglarski, który rozpoczyna się i kończy w Splicie, a jego najważniejszym punktem orientacyjnym jest właśnie Mrduja.
Choć nie jest to część „walki o wyspę” sensu stricto, oba wydarzenia zaczęły funkcjonować w lokalnej świadomości jako element wspólnej narracji. Regata ma charakter sportowy i przyciąga zawodników z całej Chorwacji. Startują w niej jachty wszystkich klas, a samo wydarzenie odbywa się zazwyczaj w pierwszej połowie września.
Dla wielu uczestników sam fakt opłynięcia Mrduji jest czymś więcej niż tylko zadaniem sportowym. To nawiązanie do tradycji, ukłon w stronę lokalnych mitów i radość z bycia częścią czegoś większego niż tylko kolejny wyścig na mapie.
Współczesna forma wydarzenia to już pełnoprawny festiwal lokalnej kultury, który organizowany jest z udziałem władz, lokalnych stowarzyszeń, turystycznych biur i artystów.
Obok symbolicznego przeciągania wyspy odbywają się koncerty, degustacje potraw, prezentacje rzemiosła i wystawy fotograficzne. Organizowane są konkursy wiedzy o regionie, quizy dla dzieci, pokazy dawnych technik rybackich i prelekcje historyczne.
Mrduja – przez dekady uosabiająca spór – dziś łączy, a nie dzieli. Staje się platformą współpracy dwóch sąsiednich społeczności, które potrafiły przekuć anegdotę w coś trwałego i wartościowego.
Turyści chętnie dołączają do zabawy, robiąc zdjęcia z linami, kupując koszulki „Mrduja je moja!” lub „Danas je naša!”, i pytając z rozbawieniem: „A kto wygrał w zeszłym roku?”.
Bitwa o Mrduja to dziś żywy przykład mikroregionalnego folkloru, który przetrwał próbę czasu i dostosował się do współczesnych realiów bez utraty autentyczności.
Podobne tradycje istnieją w wielu miejscach świata – walki na łodziach, festyny rybackie, parady związane z legendami. Jednak Mrduja ma coś wyjątkowego: prostotę formy, czytelność przekazu i ogromny ładunek humoru. Dla mieszkańców Brača i Šolty to coroczna okazja do śmiechu, do pokazania światu, że sąsiedzka rywalizacja może przybrać formę święta. Dla przyjezdnych – lekcja tego, jak lokalna wspólnota może tworzyć kulturę opartą nie na podziałach, lecz na dystansie do siebie samych.
Mrduja nie daje się przeciągnąć. I bardzo dobrze. Gdyby rzeczywiście znalazła się po jednej ze stron, może skończyłaby się tradycja, która zbudowała most – nie z kamienia, ale z żartu, wspólnoty i letniego ducha. W czasach, gdy granice znów stają się ostre, a różnice między „moje” a „twoje” coraz bardziej zaznaczone, historia wysepki Mrduja pokazuje, że istnieją inne sposoby rozwiązywania sporów. Zamiast aktów własności – przeciąganie lin. Zamiast sądów – biesiady. I wreszcie zamiast konfliktu – festyn. Niech więc Mrduja nadal pozostaje na swoim miejscu. Ruchoma tylko z nazwy, ale niezmiennie obecna w sercach mieszkańców wysp, którzy potrafią śmiać się z siebie i razem budować coś wyjątkowego.
Bergamo Città Alta to jedno z tych miejsc, które od pierwszych chwil potrafią zachwycić. Ta…
Lombardia to jedno z tych miejsc, które – choć na pierwszy rzut oka kojarzą się…
Czas czytania: 5 minutPostira na wyspie Brač w Chorwacji to jedna z bardziej urokliwych małych…
Czas czytania: 5 minutSkąd się wzięły nazwy miast i wysp w Chorwacji? Pochodzenie najciekawszych nazw…
Berlin w okresie świątecznym ma w sobie coś, co trudno porównać z jakimkolwiek innym europejskim…
Wiedeń od zawsze wiedział, jak celebrować tradycję. A gdy przychodzi grudzień, miasto zmienia się w…